sobota, 24 grudnia 2011

Wisiorki

Przedwczoraj przyszły wisiorki. Już się bałam, że nie dojdą przed wigilią, ale na szczęście moje obawy się nie sprawdziły. Wisiorek mamy okazał się trochę mniejszy niż podejrzewałam. A wisiorki dla Dominiki i Natalii troszkę większe. Ale ogólnie jest ok. Gdy przyszły oczywiście podreptałam do Natalii żeby jej go dać. Ogólnie to teraz mam mało czasu dla siebie, bo cały czas pomagam mamie. No i to chyba na tyle.

Ten jest mój od Natalii.
Taki dostanie Dominika, a Natalia już dostała.
A ten dzisiaj dostanie mamusia ^ ^


 Niech moc czekolady będzie z wami !

piątek, 16 grudnia 2011

Osiem dni

   Za tydzień i jeden dzień gwiazdka... Mam nadzieję, że wisiorek, który zamówiłam mamie dojdzie do tego czasu. Oby. Coraz bardziej zaczynam być chora. Niedobrze, chodź jeśli dobrze pójdzie odchoruję się w ten weekend. Po nim będzie ostatni tydzień szkoły przed przerwą świąteczną, a ja mam w nim jeszcze dwa sprawdziany (matematyka i geografia) no i jeszcze w poniedziałek recytacje wiersza. W sumie to miałam go mówić dzisiaj, ale ubłagałam panią żebym mówiła w poniedziałek, bo "Boli mnie gardło, a ja chcę go ładnie zarecytować żeby dostać szóstkę." Dobrze, że się zgodziła. A ogólnie to tak wyglądał mój wczorajszy wieczór:

                      












     
   



 








 





Zakończyło się tym, że praktycznie nic nie umiem, a więc brawa dla mnie. "Litwo ! Ojczyzno moja !" Urgh....
Wystarczy, że dożyję czwartku. Dzień wigilii klasowych w całej szkole. Znowu jakieś jaja będą. Jeszcze kolędy, które ja przyniosę. I ktoś na tym samym piętrze... Zapowiada się ciekawie ^ ^

Niech moc czekolady będzie z wami !

niedziela, 4 grudnia 2011

Bazgrołki
























Hm... Tak dawno niczego nie rysowałam (oprócz prac na plastykę), że w ten weekend zrobiłam dwa nie najgorsze rysunki. Zaniosę je do szkoły i pewnie niedługo będą wisieć na gablotce razem z tamtymi, które zaniosłam już dość dawno o.O. Dziwne to będzie jak będę patrzeć na gazetkę na której są moje rysunki. Mam wrażenie, że podniesie się przez to moje ego... Miło byłoby gdyby pani od plastyki dałaby mi za to dodatkową ocenę V.V Marzenie ściętej głowy -.-'

Niech moc czekolady będzie z wami !

środa, 30 listopada 2011

" Jesienny wieczór w cmentarnej kaplicy "

    Mama weszła do pokoju kiedy oglądałam ostatni ze znalezionych na strychu pamiętników. Nie wiedziała o tym, że byłam na strychu i, że tam grzebałam, a już tym bardziej nie zdawała sobie sprawy z tego, że wyszperałam stare pamiętniki prababci.
- Co ty robisz ? - Zapytała.
- Co ? Ja ? A nic. - Odparłam, zdezorientowana, bo tak się zaczytałam, że nawet jej nie zauważyłam. Patrzyła na mnie tym swoim wzrokiem, którego strasznie nie lubiłam.
- Skąd to masz ? Wiesz, że nie wolno ci wchodzić na strych, a tym bardziej zabierać stamtąd czegokolwiek. Oddaj to. Wzięłaś jeszcze coś ?
- Nie... - Skłamałam. Wzięłam wszystkie pamiętniki, które tam były. W sumie sześć. Na szczęście mama wzięła tylko jeden, a ja i tak zdążyłam go przeczytać. Reszta znajdowała się u Laury. Była moją przyjaciółką i musiałam jej to pokazać. Interesowałyśmy się takimi starociami i okultyzmem. A w tych zapiskach moja prababcia opisywała właśnie takie rzeczy. Wreszcie dowiedziałam się po kim to mam. Rodzice i dziadkowie nie popierali moich poglądów, ale prababcia to co innego. Na dodatek po przeczytaniu tych pamiętników odniosłam wrażenie, że należała do jakiejś sekty. Opisywała w nich jakieś modlitwy z różnymi dziwnymi obrzędami oraz rzeczy, których dokońca nie rozumiałam. Planowałam z Laurą wykonać jeden z nich w noc z 31 października na 1 listopada. Specjalnie wybrałyśmy tą datę, bo świadomość, że tego dnia, a raczej nocy jest halloween dodawała naszemu planu jeszcze większego dreszczyku emocji. Do tej daty pozostały jeszcze tylko dwa dni i trochę się denerwowałam. Dużo szperałam o tym w internecie oraz przeczytałam wiele forów na takie i podobne tematy co tylko poszerzyło moją wiedzę na te tematy. Czułam się dzięki temu bardziej przygotowana na to wydarzenie .
W końcu nadszedł ten dzień. Całe przedpołudnie pakowałam do kostki rzeczy, które mogą się nam przydać no i kanapki, bo podejrzewałam, że zgłodniejemy. Około godziny 16 poszłam do Laury po czym razem wybrałyśmy się jak wszystkim się zdawało do Klementyny, która zaprosiła nas na noc. Mieszkała w lesie, a do jej domu nie można było się dostać samochodem, więc szłyśmy pieszo. Oczywiście to wszystko nie prawda. Był to tylko taki pretekst, aby nasi rodzice wypuścili nas z domu. I poszłyśmy. Musiałyśmy dotrzeć do kaplicy cmentarnej. I chodź najbliższa była 3 kilometry drogi stąd, to nie musiałyśmy się śpieszyć, bo do godziny 22 miałyśmy jeszcze dużo czasu. Całą drogę rozmawiałyśmy o tym co chcemy zrobić. Byłyśmy tym trochę zestresowane, aż w pewnym momencie zaczęło mi burczeć w brzuchu co nas obie rozbawiło i rozluźniło atmosferę. Na szczęście zabrałam kanapki i obie zaczęłyśmy pałaszować. Zjadłyśmy tylko po jednej żeby starczyło na potem. Zaczęłyśmy żartować i nie zauważyłyśmy, że jesteśmy już prawie na miejscu. Znowu spochmurniałyśmy. Kaplica była stara, zbudowana chyba jeszcze w gotyckim stylu. W połowie otoczona zardzewiałym metalowym płotkiem. Dlatego w połowie, bo reszta się już rozpadła. Wszędzie były wyschnięte i przegniłe liście. Powoli udałyśmy się w stronę kaplicy. Nie miała drzwi, a więc bez problemu dostałyśmy się do środka. Wyciągnęłyśmy latarki, ponieważ nie było tam zbyt jasno. Poszłam pierwsza, bo Laura boi się pająków, a tych było tam sporo. W pamiętniku napisane było, aby po wejściu rozejrzeć się i wejść za szafę obok ołtarza. Zrozumiałyśmy o co chodzi dopiero, gdy podeszłyśmy bliżej. Okazało się, że za meblem jest przejście. Miałyśmy problem z przesunięciem szafy tak, abyśmy mogły wejść do podziemnych komnat, lecz poradziłyśmy sobie i udałyśmy się w głąb mrocznych korytarzy. Widać było, że naprawdę długo nikt tu nie był, bo w pewnym miejscu musiałam psuć pajęczynę nogą z powodu jej rozmiarów. Po piętnastu minutach przedzierania się przez kurz wkroczyłyśmy do chłodnego pomieszczenia. Zdaje się, że było to stare krematorium lub coś podobnego. W ścianach były półki, jakby do przechowywania zwłok. Z pamiętnika babci wynikało, że mamy przejrzeć teraz je wszystkie, aby odkryć coś bardzo ważnego. Jak mus to mus. Odór wydobywający się z nich był okropny. Laura o mało co nie zemdlała, kiedy wysuwając jedną z półek ukazały jej się szczątki dziecka trzymającego w ręku kuferek z napisem „Dla was”. Przestraszyłyśmy się nie na żarty, lecz przełamałam się i wzięłam pudełko do rąk. Robiło się coraz chłodniej, a my coraz bardziej się bałyśmy, więc schowałam kuferek do plecaka i jak najszybciej opuściłyśmy kaplicę. Wracałyśmy prawie w biegu, bo chciałyśmy jak najszybciej wrócić. Laura przyszła do mnie, bo nie chciała niepokoić rodziców. Aby nie niepokoić moich weszłyśmy do mojego pokoju balkonem i od razu położyłyśmy się spać. Rano chciałyśmy zajrzeć do kuferka, ale nigdzie go nie było. Przestałyśmy szukać i stwierdziłyśmy, że najlepiej będzie, gdy najszybciej zapomnimy o całej tej historii. I tak też się stało. 

Dostałam dzisiaj za to piątkę : D Nie spałam prawie do 1 w nocy, no ale cóż. 

Niech moc czekolady będzie z wami !

wtorek, 22 listopada 2011

Kolczyk

W końcu przebiłam sobie ucho : D Po wielu nieudanych próbach wreszcie mi się udało. Jutro przebijam drugie ucho. W sumie to nie rozumiem po co niektórzy bawią się w znieczulenia lodem czy coś, skoro to wcale nie boli. Bynajmniej mnie. A tak wgl to utwierdziło mnie to wszystko w przekonaniu, że w przyszłości będę piercerką i tatuażystką. No i może jeszcze będę robiłą coś związanego z angielskim. A jeśli obie te rzeczy się nie udadzą to założę cukiernię. Będzie śliczna i będę w niej robić w niej takie śmieszne babeczki i torty. No a jeśli to także się nie uda to pójdę do wojska. Ale to już plan ostateczny. W sumie to mogłabym iść do wojska, ale nie jestem pewna czy nie umarłabym tam śmiercią głodową. Jeść codziennie grochówkę czy coś... Masakra.

Niech moc czekolady będzie z wami !

poniedziałek, 14 listopada 2011

Łojojojojojoj !



No cóż... dzisiaj odkryłam jak chcę wyglądać. A mianowicie tak jak dziewczyna na zdjęciu obok. Jej wygląd urzekł mnie jak czekolada o poranku *.*
Gdyby nie fakt, że musiałabym przejść małą operację plastyczną twarzy i trochę posiedzieć u fryzjera. To w sumie byłoby to wykonalne. No i tatuaże... Ale tatuaże i tak mam zamiar sobie zrobić, kiedy tylko osiągnę odpowiedni wiek, więc z tym większego problemu nie ma. O3O
I tak. Mam dziś bardzo dobry humor.



Niech moc czekolady będzie z wami ! 


sobota, 12 listopada 2011

Pam pam pam...

Jejku...Ten czwartek był magiczny. Rzecz, która do tej pory była dla mnie prawie nie wyobrażalna stała się tak po prostu. Jeszcze do końca to do mnie nie dotarło. Mam nadzieję, że się powtórzy. I będzie stawać się to coraz częściej. I częściej... No, ale nie ważne. Wczoraj wreszcie przeczytałam "Maskaradę". Jestem z siebie dumna. Teraz czeka na mnie "Intruz". Ale dam radę. Wgl ostatnio odkryłam, że lubię czytać. To jest dziwne... Nigdy za tym nie przepadałam, a teraz pochłaniam książki jedna po drugiej. To pewnie dlatego, że dorastam. Coraz więcej rzeczy się w mnie zmienia. W większości na lepsze. Chodź wydaje mi się, że tylko ja tak twierdzę. Trudno. Wczoraj przybłąkał się kotek. Mały, czarny z białym... "krawatem". Słodki jest. I ma straszny apetyt. Ale najbardziej śmieszy mnie to, że moje koty się go boją. Dwa, duże kocury boją się małego kiciusia lub małej kici (jeszcze nie zidentyfikowałam płci). Śmieszne. Jutro niedziela. Wrrr... Nie mam ochoty na niedzielę. Nie lubię niedziel. Zawsze po nich następują poniedziałki. A na dodatek zawsze muszę się w niedzielę uczyć. To najbardziej dołujące. Nie lubię się uczyć. Znaczy w sumie to lubię, ale tylko gdy coś mnie naprawdę interesuje. Tak jest np. z plastyką. Co tydzień czekam na tę czwartkową godzinę. Jedyny przedmiot na którym naprawdę mogę się spełniać. Boli mnie tylko, że nie na każdej lekcji rysujemy. Ale to nic. I tak bardziej ciekawi mnie historia Egiptu, niż jak obliczyć wypadkową. Na co to komu ? No tak. Zapomniałam. Przecież każdy od czasu do czasu lubi sobie pokonwersować ze studentem z Anglii mówiącym po niemiecku o pędzie, tkankach, kwasie siarkowym, wielokątach foremnych i związku przynależności. Przecież to takie interesujące. Nie rozumiem jak można nie lubić takich rzeczy... =.='' Ale dość o szkole. Ogólnie już dość, bo i tak nikt tego nie przeczyta. Mała czcionka, zero rzeczy przyciągających uwagę. Ciąg literek. Nic więcej. Eh... Trudno. Na koniec jeszcze piosenka od której ostatnio nie mogę się uwolnić.




Niech moc czekolady będzie z wami !